#zostań w domu

ZOSTAĆ W DOMU I  NIE ZWARIOWAĆ

Koronawirus na dobre zagościł w naszej codzienności i naszych umysłach. Pewnie nie ma osoby, która nie zastanawiałaby się ja teraz będzie wyglądało nasze życie. Za nami pierwszy tydzień spędzony w domu, lecz przed nami kolejne trudne tygodnie. Jak sobie poradzić z tą niecodzienną sytuacją?


Osobiście wzięłam sobie do serca zalecenia i przez ostatnie cztery tygodnie nie wyściubiałam nosa z domu, poza krótkimi spacerami z Heleną, dla przewietrzenia głowy. Zakupy totalnie odpuściłam, zamawiając wszystko czego nam trzeba w intermarche drive, tuż przed informacja o zamknięciu szkół i placówek edukacyjnych. Okazało się to trafnym posunięciem, bo w następnych dwóch dniach sklepowe półki opustoszały, jakby społeczeństwo rzeczywiście szykowało się na apokalipsę.

Nie da się jednak ukryć, że sprawa jest poważna i nie należy jej bagatelizować. Trzeba zachować wszelkie środki ostrożności, by wirus nie rozprzestrzeniał się zbyt szybko, aby nasz i tak słaby system zdrowotny, nie wyzionął całkiem ducha. To duża odpowiedzialność, która niesie za sobą ogrom presji. Czujemy ją wszyscy na swoich barkach, tylko jak sobie z nią poradzić?

Ostatnie cztery tygodnie spędziłam w domu. Zorganizowałam sobie tak pracę, by większość obowiązków wykonywać zdalnie. Wydawać by się mogło, że to nic takiego, jednak łączenie opieki nad żywiołowym trzylatkiem z etatową pracą wcale nie jest łatwe. Niekiedy trzeba się nieźle nagimnastykować by jakoś ogarnąć rzeczywistość wokół siebie. Nie chcę się ani żalić, ani chwalić, ale ta rzeczywistość wcale nie jest kolorowa.

Te tygodnie dały mi nieźle w kość, a wygląda na to, że to dopiero początek. Sama izolacja od ludzi jakoś nie szczególnie mi przeszkadza. Jak mam być szczera, to takie odosobnienie. nie jest w tym wszystkim najtrudniejsze.  Nie specjalnie doskwiera mi samotność. W swoim towarzystwie czuję się dobrze, a najbliżsi członkowie rodziny nawet mi nie przeszkadzają :) Najbardziej jednak dokucza mi brak wyznaczonego rytmu dnia. Wiem, że to kwestia odpowiedniej organizacji, ale gdy masz rano wstać do roboty, jakoś motywacja jest większa niż wtedy gdy masz przejść z pokoju do pokoju. Choć czasami przychodziła mi do głowy taka mała, natrętna myśl, która kazała zazdrościć wszystkim tym wolnym strzelcom elastycznego czasu pracy, teraz jednak widzę plusy pracy od godziny do godziny. Przynajmniej proporcje zostają zachowane - jest czas na pracę i czas na odpoczynek. Przy home office te proporcje zostają zachwiane. Obowiązki domowe przeplatają się z tymi zawodowymi robiąc w głowie misz masz. Dlatego od nowego tygodnia przyjmę nieco inną taktykę.

CO ZROBIĘ?


1. Zacznę wstawać wcześniej, by rano, przed pobudką Heleny zdążyć zrobić jak najwięcej. Ostatnio sobie pofolgowała, późno chodziłam spać, przez co rano byłam nieprzytomna, a tym samym mało produktywna. Koniec z tym. Odpowiednia ilość snu jest najważniejsza.

2. Wyznaczę sztywne godziny, w których zajmuję się tylko i wyłącznie pracą. Nie musi być to od razu 8 godzin pod rząd, ale niech to będą 3-4 godziny, ale niezwykle produktywne. Potem przerwa na przygotowanie obiadu, ogarnięcie mieszkania i inne takie. Ostatnio się znów zdarza, że Helena drzemie popołudniu. Takim sposobem mam kolejne 2 -3 godziny na pracę. Gdy Helena pójdzie spać już na dobre, mogę znów usiąść do komputera i nadgonić mniej palące tematy. Tym samym mój dzień pracy będzie wynosił maksymalnie 8 godzin - to priorytet.

3. Do obowiązków domowych włączę pozostałych domowników. To że jestem w domu nie oznacza, że wszystkie obowiązki z nim związane mają być na moje głowie. Nie jestem magikiem ani cudotwórca i nie rozciągnę doby. Moja też trwa 24 godziny i choćby skały srały nie dam rady wszystkiego zrobić sama. Dlatego zrobie rozpiskę, kto i co zrobi w dany dzień, bo przecież nie wszystko też musi byz zrobione na raz. Skoro ja dziś robię kranie, to ktoś inny zrobi je za dwa dni itp. Jak myślicie, dobry pomysł? 

4. Znajdę czas dla siebie. I trzeba jeszcze dodać, że spędzę go w przyjemny ale i produktywny sposób - niekoniecznie skrolując instagrama 😉 Mam masę zaległości jeśli chodzi o bloga, co z pewnością zauważyliście, zresztą google też 😆 Mimo, że tekstów mam gotowych kilka, to brakuje mi czasu na przygotowanie do nich zdjęć itp. To koniecznie muszę nadrobić, tym bardziej że sprawia mi to szalona przyjemność. 

5. Last but not least 🤣 Ten punkt mógłby się wydawać niedorzeczny i pewnie dla niektórych taki właśnie będzie, ale zamierzam się rano ubierać 😉 Ostatnie tygodnie pokazały, że przez większość czasu pracuje w szlafroku. I jak tu zmusić mózg do wysiłku i wskoczenia na odpowiednie tory, jak widząc się w lustrze myślę tylko o tym by znowu był wieczór i bym mogła się wyspać. Zdecydowany koniec z tym. Nie będę przesadzać i nie będę szykować się jak do biura, ale przynajmniej jeansy i koszulka muszą być 😆😆😆

A Wy jak sobie radzicie w tym trudnym czasie. Pracujecie z domu? Macie jakieś sprawdzone trIki jak sobie ułatwić życie i nie zwariować podczas home office? Podzielcie się. Chętnie sprawdzę na sobie i dam znać jak mi poszło 😊

Tym czasem miłego wieczoru! 

J. 







1 komentarz:

  1. Justynka, odgapięod Ciebie ubieranie się, bo tez chodzę cały dzień w szlafroku czy pizamie ;) Polceam też kontrolowanie jedzenia, na początku to była tragedia, ciągle podjadanie. Teraz jem o stałych porach i co dwa dni ćwiczę :) Polecam :) Powodzenia i do zobaczenia, kiedyś... :) Kasia N

    OdpowiedzUsuń