dystans do siebie

CZY WAGA MA ZNACZENIE ?

Dzisiaj przychodzę do Was nie z duszą na ramieniu, choć taki wydźwięk chciałabym uzyskać, lecz z tłuszczem na brzuchu. Otóż to! Mam nadwagę. Może nie jakąś makabryczną, ale z paroma kilogramami wypadałoby się pożegnać. Niestety one są innego zdania i za żadne skarby nie chcą opuścić swej Pani. Nie mam na to wielkiego wpływu, bo one robią co chcą. Mnożą się niesamowicie jak tylko chociażby spojrzę na pizzę czy ciasto. Tak już mam - muszę się po prostu pilnować, by zbytnio sobie nie pofolgować. Nawet się zrymowało :) Ale mniejsza z tym.


DYSTANS DO SIEBIE

Zawsze byłam wrażliwa na temat swojego wyglądu, a przez duży biust nigdy się nie czułam szczupło czy filigranowo, na co mógłby wskazywać mój niewielki wzrost. Dopiero po urodzeniu Helenki nabrałam większego dystansu do siebie, choć to nie znaczy, że dodatkowe kilogramy przestały mi przeszkadzać, ale póki nie utrudniają mi codziennego funkcjonowania, nie powodują zadyszki po wejściu po schodach czy nie pozwalają na jakąś czynność na którą akurat mam ochotę, to mogę z nimi żyć w jako takiej symbiozie. 

Ostatnio w pracy byłam uczestnikiem zabawnej sytuacji. Jeden kolega, niby w żartach, zwrócił mi uwagę, że trochę urósł mi brzuch i zastanawiał się nawet czy aby na pewno nie jestem w ciąży. No bo niby wszystko pozostałe na miejscu, a tu ten brzuch. No cóż. Wiem jak wyglądam i wiem skąd się ten brzuch wziął ;) Obróciłam wszystko w żart, bo tak naprawdę mało mnie to obchodziło. Do całej rozmowy włączyła się koleżanka, która chcąc złagodzić wypowiedź kolegi, powiedziała, że przecież taki duży biust musi mieć jakieś oparcie i brzuch mu to zapewnia. Wyszło przezabawnie, bo zabrzmiało zupełnie inaczej niż dziewczyna miała na myśli. Ale dziś nie o tym. 

BOLESNA PRAWDA? NIE :)

Na drugi dzień gdy się spotkałyśmy na firmowym korytarzu, koleżanka zaczęła mnie przepraszać za zachowanie z poprzedniego dnia, które jak dla mnie było przejawem jedynie rozwijającego się w fajnym kierunku poczucia humoru, a nie kąśliwości, a własnie takiej interpretacji obawiała się moja rozmówczyni. Wtedy naszła mnie pewna refleksja.

"BARDZIEJ BY MNIE ZABOLAŁO, GDYBY KTOŚ POWIEDZIAŁ, ŻE JESTEM GŁUPIA, NIŻ TO, ŻE JESTEM GRUBA. "

Wtedy mnie olśniło. Serio, miałam wrażenie, że tuż przy mojej głowie zapaliła się mała żarówka niczym z kreskówki. Przyszedł w końcu moment kiedy takie teksty czy docinki nie robią na mnie żadnego wrażenia. Znam swoją wartość, a dwucyfrowa liczba, która pokazuje się na wadze nie ma z nią nic wspólnego.

Nie jestem produktem, który kupuje się na wagę. Nie chcę być też tylko ładnym opakowaniem. Chcę być kompletna. Bo na nic piękne ciało, gdy w głowie pusto. Na nic też pełna głowa, bez zadbanego i zdrowego ciała. Ale do takich wniosków musiałam dojrzeć i przejść pewną drogę w akceptacji siebie.

Czy kiedyś schudnę? Pewnie tak, ale tylko wtedy kiedy mi to zacznie przeszkadzać lub kiedy ciuchy staną się za ciasne :) Póki co ratuję się starymi, dobrymi trikami, które już niedługo Wam zdradzę.



Miłego dnia!

J. 

3 komentarze:

  1. Samoakceptacja jest zdecydowanie najważniejsza. Zdrowy dystans do siebie pozwala cieszyć się życiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze jest w środku nas, jakie jestesmy, kilogramów można się pozbyc, rozumu nie przybędzie.
    Ja nie znoszę suchych patyków i lansowania młodości, nienagannej figury.
    Dystans do siebie i nie przejmowanie się zdaniem innych to podstawa.
    Ciesz się życiem, a nie przejmuj paroma kilogramami!
    Pozdrawiam-)
    Irena

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym czytała o sobie :) Po urodzeniu syna, kiedy waga poszła w górę, a kilogramy same nie chcą zejść, nabrałam do siebie dystansu i złapałam większą pewność siebie :) Grunt to cieszyć się życiem :)

    OdpowiedzUsuń