RESTAURACJE 6+, CO O TYM SĄDZĘ?
Coraz więcej właścicieli lokali gastronomicznych skłania się ku "segregowania" klientów. Po opublikowanym przez jedną z restauracji zdjęciu, które pokazuje widok jak po apokalipsie, lub chociaż po potężnym tornadzie, w sieci zawrzało. Zwolennicy i przeciwnicy dzieci w przestrzeni publicznej skoczyli sobie do gardeł niczym rozwścieczone wilki, które walczą o kawałek upolowanej zwierzyny. Choć, nie, bo wilki to zwierzęta stadne, więc pewnie trzymają się razem. Nie to co ludzie.
DLA KOGO 6+
Są już lokale dla smakoszy mięsa, dla wegetarian oraz specjalizujące się w sushi. Są restauracje słynące z rewelacyjnej kuchni włoskiej, indyjskiej, chińskiej czy tureckiej. Są też takie przyjazne zwierzętom, gdzie przy stoliku mamy miskę dla psa, co by o suchym pysku i pies nie siedział.
Restauracje 6+ natomiast są dla tych, którym widok/płacz/marudzenie/a nawet obecność malucha w wieku poniżej szkolnym po prostu przeszkadza. Moja pierwsza myśl nie była pochlebna. Wiadomo, zadziałały pierwotne odruchy. Jednak już po chwili moje myśli weszły na właściwy tor. O co ta burza? Skoro mamy miejsca przyjazne rodzinom z dziećmi, możemy mieć i te mniej przyjazne.
Z Helką wychodzimy na miasto, może nie zbyt często, ale zdarza się, że mamy po prostu ochotę zjeść to, co ktoś dla nas przygotuje :) Mamy swoje ulubione miejsca i nigdy nie zdarzyło się by zwrócono nam uwagę na dziecko. Prawda jest też taka, że Helena tej uwagi nie przykuwa. Ładnie je, nie krzyczy, nie płacze, a z ciekawością obserwuje wszystko co się wokół niej dzieje. Jeśli ktoś miałby jej na coś zwrócić uwagę, to chyba na nadmierne gapienie się - część osób z pewnością tego nie lubi :)
PRZECIEŻ TO TYLKO DZIECKO
Nie zmienia to jednak faktu, że dzieci są różne. Skoro my, dorośli potrafimy się tak diametralnie różnić, to i różne są nasze sposoby wychowania. Stąd też trafiają się dzieci niesforne. Celowo nie użyłam słowa"niegrzeczne". Dla mnie to słowo nie istnieje. Niegrzeczne to może być zachowanie, jeśli kogoś urazisz. Dziecko jest tak złożoną istotę, że wkładając jego reakcje do worka z napisem "grzeczne" i "niegrzeczne" strasznie wszystko uproszczamy. Płacz, zdenerwowanie, złość, histeria to produkt końcowy wywołany szeregiem przyczyn. To do obowiązku rodzica należy ich rozpoznawanie i właściwe do sytuacji reagowanie.
Dziecka nie można ignorować, a jego zachowania wiecznie tłumaczyć słowami, które z pewnością przejdą do klasyki - "to tylko dziecko". To aż dziecko, nowy, jałowy człowiek, który nie wie jak ma się w danej sytuacji zachować. My musimy im pokazać czym jest świat, jakimi prawami się rządzi, jak wchodzić w relacje z innymi ludźmi. Nie żyjemy w próżni. Codziennie mamy do czynienia z setkami ludzi. Nasze dzieci też. Nie możemy ich wyłączyć tylko dlatego, że są mali. W takim samym stopniu wchodzą w interakcje jak inni ludzie. Dlatego ważne jest, by już od najmłodszych lat wiedziały jak się "poruszać" w przestrzeni publicznej.
Musimy jednak pamiętać, że za każdym niesfornym dzieckiem stoi stoi rodzic. A my rodzice musimy pamiętać, że nasze dzieci to nasze wizytówki. Nie oszukujmy się, że świat jest taka kolorowy jak byśmy chcieli go widzieć. Nie jest. Jest szaro bury, a jak Cię widzą tak też Cie obgadają :) Wiadomo, że na niektóre dziecięce histerie nie mamy wpływu, jednak to od naszej reakcji zależy czy będą one jednorazowymi akcjami, czy staną się normą i zmora naszej codzienności.
A czy nie byłoby miło wybrać się z mężem/partnerem/chłopakiem na randkę we dwoje, bez dzieci, do miejsca w którym tych dzieci nie ma w ogóle?
Czyż nie jest to kusząca perspektywa???
Dla mnie jak najbardziej :)
Miłego dnia!
J.
Dziecka nie można ignorować, a jego zachowania wiecznie tłumaczyć słowami, które z pewnością przejdą do klasyki - "to tylko dziecko". To aż dziecko, nowy, jałowy człowiek, który nie wie jak ma się w danej sytuacji zachować. My musimy im pokazać czym jest świat, jakimi prawami się rządzi, jak wchodzić w relacje z innymi ludźmi. Nie żyjemy w próżni. Codziennie mamy do czynienia z setkami ludzi. Nasze dzieci też. Nie możemy ich wyłączyć tylko dlatego, że są mali. W takim samym stopniu wchodzą w interakcje jak inni ludzie. Dlatego ważne jest, by już od najmłodszych lat wiedziały jak się "poruszać" w przestrzeni publicznej.
PIERWSZA LEKCJA - W DOMU
"Czym skorupka za młodu przesiąknie .. " słowa polskiego przysłowia pasują jak ulał. Dziecko nie nauczone kultury, jako dorosły tą kulturą się nie popisze. Ot cała filozofia tych wszystkich internetowych burz. Dziecku nie wystarczy powiedzieć, że ma ładnie jeść, że ma się grzecznie zachowywać, że ma spokojnie siedzieć. Ono potrzebuje realnego, namacalnego przykładu. Jeśli w domu pozwala się na dzikie wygibasy przy stole, to nic dziwnego, że w obcym środowisku maluch zachowa się tak samo. Jeśli w domu ma przyzwolenie na rozrzucanie jedzenia, a jego kolejne "sukcesy" na tym polu są powodem do coraz to większej radości rodziców, nie dziwmy się, że i w miejscu publicznym robi chlew. Jeśli w domu nie ma ustalonych godzin posiłków, zasad panujących podczas ich trwania, takich jak np. nie bieganie wokół stołu, czy nie skakanie po krzesłach, fakt, że w miejscu publicznym dziecko własnie to robi, nie budzi zaskoczenia.Musimy jednak pamiętać, że za każdym niesfornym dzieckiem stoi stoi rodzic. A my rodzice musimy pamiętać, że nasze dzieci to nasze wizytówki. Nie oszukujmy się, że świat jest taka kolorowy jak byśmy chcieli go widzieć. Nie jest. Jest szaro bury, a jak Cię widzą tak też Cie obgadają :) Wiadomo, że na niektóre dziecięce histerie nie mamy wpływu, jednak to od naszej reakcji zależy czy będą one jednorazowymi akcjami, czy staną się normą i zmora naszej codzienności.
CZY TO DOBRY POMYSŁ?
I wreszcie podsumowując, bo rozpisałam się jak mało kiedy - moim zdaniem pomysł nie tyle co dobry, ale nawet świetny. Są miejsca specjalne przystosowane do małych gości i te mniej dostosowane. Przecież gdy idziemy do restauracji z dziećmi też nie wybieramy miejsca, gdzie od progu dostaje się shota, a w powietrzu unosi się nie tylko tytoniowy dym. Wszystko jest dla ludzi i nie wszyscy muszą kochać nasze, choćby najcudowniejsze dzieci.A czy nie byłoby miło wybrać się z mężem/partnerem/chłopakiem na randkę we dwoje, bez dzieci, do miejsca w którym tych dzieci nie ma w ogóle?
Czyż nie jest to kusząca perspektywa???
Dla mnie jak najbardziej :)
Miłego dnia!
J.
Myślę, że to wcale nie jest zły pomysł, że są miejsca bez dzieci. Na przykład takim miejscem powinna być też sauna. I tak, jak piszesz. Uczmy nasze dzieci kultury i odpowiedniego zachowania. Mam 4 dzieci, też są rozbrykane, ale nie przyszło by mi do głowy pozwalać im na wszystko.
OdpowiedzUsuńMyślę że dobrym pomysłem jest miejsce dla osób które nie lubią dzieci. Rozumiem że z jednej strony dla rodziców to ograniczenie, zgadzam się że dzieci są różne... moim zdaniem ważne by znaleźć miejsce dla siebie a napewno jest w czym wybierać.
OdpowiedzUsuńMam mieszane odczucia, z jednej strony ograniczenie ma swoje uzasadnienia, z drugiej, przepada jedna z okazji do pokazania dzieciom, jak należy się zachowywać.
OdpowiedzUsuńZ jedej strony to dobre... z drugiej zaś powinno to działać w obie strony. Czyli idąc do restauracji oczekiwalabym żeby dorosłe osoby zachowywali jak "ludzie", a z tym tez bywa na serio różnie...
OdpowiedzUsuńWieczorami i tak rzadko spotyka się dzieci w restauracji, ale w sumie rzadko bywam! Jestem mamą, ale czasem niektóre dzieci mi przeszkadzają :)
OdpowiedzUsuń