to nie bocian

UCZ SIĘ DZIECKO, UCZ, BO WIEDZA TO POTĘGI KLUCZ...


Pamiętacie te czasy, kiedy wpisywało się takie sentencje do złotych myśli? Ja pamiętam doskonale. I dziś to zdanie posłuży mi za wstęp do bardzo ważnego tematu. 





W moim rodzinnym domu nie poruszało się tematów trudnych, kłopotliwych czy krępujących. Mam wrażenie, że dla zasady omijało się pewne sfery życia, bo nie dotykając ich można było udawać, że ich nie ma. Tak było na przykład z dojrzewaniem oraz wszystkimi związanymi z nim aspektami. Wiedzę więc zdobywała na około. Zamiast internetu było "Bravo", zamiast rozmów z mamą były koleżanki.

Gdy po raz pierwszy dostałam okres mama powiedziała tylko gdzie znajdę podpaski. Ot całe uświadamianie. Nic na temat o tym, co właściwie dzieje się teraz w moim organizmie. Po co ta cała miesiączka i jak radzić sobie z PMSem :) 

Pamiętam jedną sytuację gdy miałam może siedem, osiem lat i cierpiałam z powodu okropnego zaparcia. Wtedy po raz pierwszy i chyba jedyny usłyszałam z ust mej rodzicielki słowo "poród". Ból wywołany zaparciem porównała wtedy do bóli porodowych. Przez kolejne lata poród kojarzył mi się właśnie z tamtym zaparciem... 

Moja mama nie karmiła też piersią, przynajmniej nie na tyle długo bym fakt ten zarejestrowała. Choć przecież  powinnam, bo ostatnia siostra urodziła się, gdy ja miałam piętnaście lat. Więc albo to wyparłam, albo takiego zdarzenia zwyczajnie nie było. Wtedy za całkiem naturalną kolej rzeczy uważałam wetknięcie dziecku do buzi butelki ze sztucznym mlekiem. Ba, moi rodzice uważali wręcz, że jest to najlepszy sposób żywienia niemowląt, oczywiście do czasu ukończenia czwartego miesiąca, bo wtedy pod niemowlęca buzię wjeżdżał rosół z makaronem. Mojej dziecięcej chorowitości w ogóle nie wiązali z brakiem matczynego mleka. 

Jeśli już przy dzieciach jesteśmy, to przy dzieciach na chwilę zostańmy. Na każdego, kto ma dziecko, czeka ten niewygodny moment kiedy to latorośl zaciekle dopytuje o sposób swojego pojawienia się na świecie. Szczerze, to nie pamiętam czy o to kiedykolwiek pytałam. Może byłam zbyt mała, żeby pamiętać, ale pewnie jakieś pojęcie w podświadomości by zostało. Wiedziałam, że dziecko jest z brzucha, ale którędy ono wychodzi, jak się tam znalazło, czy ktoś je zjadł ??? Jako mała dziewczynka myślałam że dziecko wychodzi przez pępek. Kiedyś widziałam urywek jakiegoś filmu, gdzie facet zjada z pępka dziewczyny wisienkę. Pewnie wtedy moje wyobrażenie wielkości dziecka było porównywalne do tej wisienki 😊 A innego otworu nie kojarzyłam. W sumie czego można się spodziewać po kilkulatce. 

Ano właśnie. Można się spodziewać tyle, ile samemu się przekazało. I tak oto moja rezolutna prawie trzylatka, jeszcze do niedawna dumnie prezentowała swoją anatomiczną wiedzę i gdy tylko zorientowała się, że ma do czynienia z osobnikiem płci męskiej nie omieszkała go poinformować, że jest chłopcem i ma siusiaka. Na szczęście ta odwaga objawiała się jedynie w otoczeniu najbliższej rodziny a nie - powiedzmy - w żłobku, bo by ją już dawno chłopcy oskarżyli o molestowanie 😆😆😆

Do czego zmierzam? Do tego, że nigdy nie jest za wcześnie na rozmowy z dzieckiem na tematy związane z dojrzewaniem, seksem czy rozmnażaniem się. Trzeba jedynie dopasować poziom tej rozmowy. Jeśli już w wieku - powiedzmy przedszkolnym takie rozmowy będą miały miejsce, stopniowo my także się z nimi oswoimy i w przyszłości, gdy trzeba przejść na wyższy poziom wtajemniczenia, będzie łatwiej zarówno nam jak i dziecku. Jeśli od małego będzie dostawać od nas odpowiedzi, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości nie będzie się wstydzić czy bać zapytać o cokolwiek.

Dlatego ja już rozmawiam z Heleną. Staram się jej wszystko tłumaczyć zgodnie z prawdą, ale i w sposób łatwy do przyswojenia. Większość rozmów odbywa się mimochodem. Gdy moja kuzynka spodziewała się dziecka i prezentowała śliczny, ciążowy brzuszek, Helena z zaciekawieniem słuchała o tym, że w brzuszku jest jej mała kuzynka. Już jako trzylatka wie, że dzieci przez długi czas rosną w brzuszku u mamy i to właśnie ona pomaga im przyjść na świat. Póki co te informacje zaspokoiły dziecięcą ciekawość, przynajmniej jeśli chodzi o ciążę. 

Wszystkie trudne tematy pojawiają nam się znienacka. Szczerze mówiąc bardzo mnie to cieszy, bo jest to taka naturalna kolej rzeczy. Pada pytanie, jest i odpowiedź. A wszystko w trakcie codziennych czynności. Nie buduje to otoczki wstydliwego tematu, który trzeba omijać szerokim łukiem lub specjalnie się do niego przygotowywać. Mam wrażenie, że powoduje to w dziecku otwartość, dzięki której nie ma obaw przez zadaniem jakiegokolwiek pytania. A to bardzo ważne, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy dzieci zdobywają wiedzę z nieodpowiednich źródeł i w nieodpowiednim wieku. Nie chcę, by kiedyś poczuła się zawstydzona przez kolegę z klasy, czy zażenowana jakimiś komentarzami na swój temat. Tylko rzetelne informacje przekazane w bezpiecznej atmosferze mogą ją przed tym uchronić.

Nasze uświadamianie Helenki odbywa się właśnie w ten sposób. Bez napinki, bez zażenowania. Dzięki temu Helena zna już wszystkie części ciała, sama się myje i zazwyczaj potrzebuje jedynie niewielkiej pomocy. Lecz ta otwartość to nie tylko strefa fizyczna, ale również emocjonalna. Gdy się zdenerwuje czy przestraszy staram się tłumaczyć jej jak te uczucia na nią działają i co oznaczają. Mam nadzieję, że tym sposobem w przyszłości będzie rozumiała swoje uczucia i nie będzie bała się ich okazywać.

Nie czytałam w tym temacie żadnej książki choć się przymierzam. Nie jestem ekspertem, ale uważam że punktem wyjściowym jest zrozumienie, że dziecko to przecież mały człowiek. Trzeba z nim rozmawiać, pozwolić mu zrozumieć.

Czy jest to słuszne podejście? To okaże się dopiero w przyszłości. Ja mogę tylko mieć taką nadzieję i nadal robić swoje :)

Miłego wieczoru !

J. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz