o odkrytym przez przypadek sposobie na czyszczenie noska

Helena to nasze pierwsze dziecko. Jako świeżo upieczeni rodzice byliśmy przestraszeni i trochę przewrażliwieni. Wszystko czego nauczyliśmy się o pielęgnacji noworodka podczas zajęć szkoły rodzenia traktowaliśmy bardzo dosadnie. Nie braliśmy w ogóle pod uwagę indywidualnych upodobań naszej córki, które pojawiały się już od początków jej życia. Okazało się na przykład, że wodę woli cieplejszą, a temperaturę w pokoju niższą.



Przez takie chuchanie i dmuchanie, przesuszyliśmy sobie powietrze i gdy mała miała tydzień nabawiła się kataru. Przecież to tylko katar - pomyślicie. Jednak noworodek początkowo nie potrafi oddychać przez usta. Dlatego najmniejszy katar jest bardzo uciążliwy i wręcz niebezpieczny. Nam w pewnym momencie mała zaczęła tak łapczywie łapać powietrze, że wyglądało to tak jakby się dusiła. Oboje zieloni, wystraszeni byliśmy o krok od paniki (choć ja ten krok zrobiłam, bo już płakałam ze strachu). Na szczęście mamy bardzo doświadczoną sąsiadkę, która o dzieciach wie dosłownie wszystko i pewnie wszelkie możliwe scenariusze przechodziła. Nie zwlekając R. poleciał po odsiecz w postaci Pani A. 

Tak naprawdę wystarczyło jej porządnie oczyścić nos, z czym delikatnie mówiąc my się cackaliśmy. Pani A. kilkoma sprawnymi ruchami oporządziła nam dziecko. Skończyło się na strachu. Jednak od tamtej pory jesteśmy trochę przewrażliwieni na punkcie kataru. Staramy się go pozbyć na wszelki możliwy sposób. Czasem walkę wygrywamy my, czasem on. Helena jako główna zainteresowana skłania się raczej ku katarowi niż dzielnym staraniom rodziców o higienę jej nosa. Jak pewnie niejedno dziecko (a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że prawie każde) po prostu nie lubi czynności związanych z czyszczeniem noska. 

W okresie, nazwijmy to wczesno-noworodkowym mieliśmy gruszkę, ale taką nowego typu - z ograniczeniem, które nie pozwalało wsunąć jej za daleko. Szybko jednak taki sprzęt okazał się dla nas niewystarczający. Przerzuciliśmy się na ustny aspirator. To było jak objawienie. Mimo początkowej akceptacji ze strony Heleny, dość szybko przeszliśmy w "tryb bojowy". Im Helka była większa i bardziej ruchliwa, tym ciężej było samemu ogarnąć jej nosa. Podczas tej krótkiej chwili na czyszczenie jej noska, człowiek się potrafiła tak zmęczyć, jakby co najmniej kilka kilometrów przebiegł .A ja się nie lubię niepoprzednie męczyć. Trzeba było znaleźć sposób na ułatwienie sobie życia.  Na ratunek przyszedł aspirator do nosa podłączany do odkurzacza. 

Początkowe trochę się bałam go stosować. Oczyma dość wybujałej wyobraźni widziałam jak zasysa za mocno i... sami sobie dopowiedzcie :) Okazało się jednak, że strach ma tylko wielkie oczy. Siła "zasysu" w takim aspiratorze jest taka sama jak w tym ustnym. I tu pojawia się zasadnicza różnica, która przechyla szalę zwycięstwa na stronę odkurzacza. On zasysa cały czas, niezmiennie, z taką samą siłą. Nie musi robić przerwy na zaczerpnięcie oddechu, nie robi się czerwony i wyciąga wszystko, do ostatniego gila. I tu powoli zbliżamy się do tematu wpisu. Bo sam aspirator nie jest jeszcze przepisem na idealnie czysty nos. Do tego potrzeba jeszcze współpracy ze strony dziecka. 

I tu pojawiają się schody, bo okazuje się, ze do niespełna dwulatki wcale nie docierają logiczne i praktyczne argumenty. To, że będzie mogła swobodnie oddychać wcale jej nie przekonuje. Co tu zrobić, żeby obyło się bez wrzasków, pisków i trzymania przez trzy osoby? Znaleźć sposób. 

Mój znalazł się przypadkiem .Helena ostatnio ma tak zwana zajawkę na piosenki. Może słuchać ich godzinami, przez co ja cały czas jeżdżę autem wraz z pieskami małymi i zieloną żabką. Na fali jej fascynacji postanowiłam to wykorzystać i nieco zmienić jedną z lubianych przez nią piosenek. I tak oto powstał : TATA GILEK :) 

Tata Gilek to piosenka stworzona na podstawie innej o podobnym tytule - Tata Palec. Nie wiedzieć czemu ten sposób na naszą córkę działa dość dobrze, bo zazwyczaj zanim dojdziemy do cioci, nosek ma już czysty. O dziwo piosenka sprawdza się również przy innym zabiegach pielęgnacyjnych takich jak obcinanie paznokci czy czesanie :)

Mam nadzieję, że ten sposób będzie działał jeszcze przez długi czas :) A Wy macie jakieś przebiegłe sposoby na znienawidzone przez dzieci czynności? Chętnie podpatrzę i zachowam na później :)


Miłego dnia!

J.

5 komentarzy:

  1. Nie mam dzieci, więc nie podpowiem ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Tata gilek😀 dobre
    U nas bylo Hop do gory jak kangurek. Niestety sie zuzylo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki, by sposób się sprawdził ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też najlepiej się sprawdza odciaganie przez odkurzacz. Niestety najmłodszy nie cierpi tego jak diabla, ani bajki, ani piosenki, ani przekupywanie nie pomaga. Trzeba przecierpieć chwilę krzyku, potem mu za to lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje dzieciaki jakoś tak gładko przez katar przechodziły, dawały sobie oczyścić nosek bez zbytnich trudności.

    OdpowiedzUsuń