Spróbuj choć dziesięć razy..

CZYLI JAK PRZEKONAĆ DZIECKO DO NOWYCH RZECZY?


Kiedyś pod przedszkolem, czekając aż moja córka włoży na siebie wszystkie elementy zimowej garderoby, usłyszałam taką oto rozmowę Mamy z Córką, na oko 7-8 letnią. 
M: Może pójdziesz na te zajęcia taneczne? I tak są w czasie świetlicy, nie będziesz się nudzić. 
C: A mogę tylko popatrzeć? 
M: Tak, zobacz jak Pani prowadzi. Podobno jest świetna. 
C: A jak mi się te zajęcia nie spodobają? 
M: To wtedy poczekasz do końca i pani Cię odprowadzi na świetlicę 
C: I nie będę już musiała iść ?
M: Jeden raz to za mało, żeby stwierdzić czy coś się podoba czy nie. Zobaczysz jeszcze raz. 
C: To jak za trzecim razem mi się nie spodoba, to nie będę musiała tam chodzić ? 
M: Wtedy mama z tatą każą Ci iść czwarty raz 😆

Rozbawiło mnie to bardzo. Choć z boku to może wyglądać trochę bezwzględnie, to muszę przyznać, że to tylko tak wygląda. Swoją przygodę z zajęciami dodatkowymi zaczęliśmy w zeszłym roku. Tak, to ja chciałam ,żeby Helenka miała jakieś zajęcia po przedszkolu, najlepiej ruchowe. W przedszkolu podobała jej się joga, więc stwierdziłam, że należy kuć żelazo póki gorące. Proponowałam rozmaite rozrywki. Dobrze kopie w piłkę, więc pomyślałam o piłce nożnej. U nas w mieście akurat otworzyła się grupa dla czteroletnich dziewczynek. Niestety, mój pomysł nie wpasował się w jej zainteresowania. Tańce też odpadły definitywnie. Z racji tego, że Helenka należy do spokojnych, czasami wręcz wycofanych dzieci, wszelkie sztuki walki również nie znalazłyby racji bytu w kręgu zainteresowań mojej córki. Koniec końców wybrała akrobatykę. 

W naszym mieście mamy sekcję akrobatyki w Miejskim Klubie Sportowym. Oczywiście dla takich maluchów jest stworzona specjalna grupa. Zajęcia przypominają bardzie gimnastykę korekcyjną znaną nam ze szkół, niż akrobatykę jako dyscyplinę sportu. Dzięki temu zajęcia są stosunkowo łatwe, przez co dziecko nie zniechęca się zbyt szybko, a mimo wszystko jest w stałym ruchu. 

Pierwsze zajęcia na jakie dotarliśmy, skończyły się równie szybko, co się zaczęły. Zrobiliśmy z R. podstawowy błąd każdego rodzica - poszliśmy oboje. Helenka od razu wyczuła, że to coś poważnego i od progu zaczęła płakać, tulić się i jasno wyrażała chęć powrotu do domu. R. zmiękło serce i potulnie wróciliśmy do domu. 

W kolejnym tygodniu, nauczona już doświadczeniem, wzięłam młoda pod pachę i poszłyśmy same. Całe zajęcia stałyśmy w przedsionku, a Helena bacznie obserwowała ćwiczące dzieci. Następnym razem już się nawet przebrała.  Oczywiście większość zajęć przesiedziała mi na kolanach na materacu, ale mały sukces już  był bo byłyśmy na sali. Gdy panie trenerki zrobiły dzieciom przerwę i kazały się im napić, Helena również ruszyła w stronę parapetu, a ja wtedy czmychnęłam do szatni. Oczywiście Helenka zauważyła moją nieobecność i mina jej zrzedła, ale zanim doszło do histerii jedna z pań tak sprytnie ją zagadała, że Helena wróciła na salę i nawet zaczęła ćwiczyć. Po zajęciach powiedziała, że już zawsze będzie chodzić. 



O dziwo, mimo, że od tamtej sytuacji minęło już dobrych kilka miesięcy, Helenie zapał nie słabnie i nadal odlicza dni do akrobatyki. W tym momencie, z trudem musze przyznać, że jest coś w czym moje dziecko nie jest dobre :) Może nigdy nie zrobi szpagatu, ani nie będzie rozciągnięta jak inne dzieci, ale ja i tak jestem z niej dumna, że ma z tego frajdę, dobrze się bawi i się nie zniechęca. A do tego ma spora dawkę ruchu. Przyjemne z pożytecznym to połączenie, które najbardziej lubię. 

Pamiętam jeszcze jedną sytuację. Kiedyś na dożynkach gminnych, Hela chciała poskakać na takiej dużej trampolinie, gdzie trzeba założyć takie specjalne szelki. Już abstrahując od tego, że stałyśmy w kolejce chyba z pół godziny, żeby ona mogła poskakać przez pięć minut, to chciałam żeby choć spróbowała. Namówiłam więc ją, przekonując, że będzie fajnie, że jak jej się nie spodoba to zejdzie, że powiem panu, że ma jej wysoko nie podciągać itp. Pomogło. Weszła, podskoczyła i.... nie chciała zejść. Tak jej się spodobało. Po wszystkim podziękowała mi, że ją namówiłam. 

Dlatego jestem zdania, ze dzieci czasami trzeba delikatnie lub mniej delikatnie popchnąć we właściwym kierunku. By chociaż spróbowały. By wyrobił sobie własne zdania, a kto wie, może przy okazji znajdą nową pasję? 

Chciałabym poznać Wasze zadanie na ten temat :) Jak było u Was? 

Miłego dnia, 
J. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz