See Bloggers Łódź 2022...

 ... CZYLI MOJE WRAŻENIA Z WEEKENDU W ŁODZI  cz.1

Od razu lojalnie uprzedzam, że tekst wyszedł mi tak długi, że nikt o zdrowych zmysłach pewnie nie poświęciłby tak dużo czasu na jego czytanie, dlatego postanowiłam podzielić go na dwie części :) Mam nadzieję, że z tego zbioru nieprzypadkowych liter wyłowicie to, jak była podekscytowana - co by nie użyć chamskiego "podjarana" :) 


Miałam zamiar napisać, że w tym roku "udało mi się " dostać na festiwal dla twórców internetowych See Bloggers. Gdy jednak o tym pomyślę głębiej, dodając do tego słowa Martyny Wojciechowskiej na jednej z prelekcji, że to określenie odbiera sprawczość, użyję raczej zwrotu, zostałam zaproszona, przeszłam pozytywnie rejestrację lub po prostu mój blog wnosi jednak jakąś wartość w świat Internetu :) 

Zarejestrowałam się i cierpliwie czekałam na wyniki. Po jakimś czasie dostałam pozytywna odpowiedź. Przyszedł czas na planowanie wyjazdu do Łodzi. Mam nieco ułatwione zadanie, ponieważ moja teściowa mieszka w Łodzi, więc przynajmniej kwestie noclegu miałam z góry ogarniętą. Jak to już u mnie bywa, nie mogło się obyć bez nerwów i przygód. Dzień przed wyjazdem moje dotarcie do Łodzi stanęło przed wielkim znakiem zapytania. Otóż zbiłam sobie tylna lampę w aucie... R. nie było w mieście, nie miałam kluczyka do drugiego auta, ani klucza do garażu, gdzie trzymamy zapasowe kluczyki,  a miałam tylko kilka godzin, by ogarnąć auto, które de facto w świetle przepisów nie było sprawne. Mam nadzieję, że rozumiecie w jakim stresie byłam :) 

Dzięki pomocy kolegi z pracy, szwagra i panów ze szrotu samochodowego, wymiana lampy przebiegła szybko, sprawnie i prawie bez kosztowo :) Mogłam w końcu ruszać w drogę. 

W sobotę z rana ruszyłam do EC1, gdzie miało miejsce całe wydarzenie. Już sam fakt, że musiałam tam dojechać własnym autem, którym zresztą nie za bardzo lubię jeździć, przyprawiał mnie o gęsią skórkę, a już znalezienie jakiegokolwiek parkingu i zaparkowanie pomimo lęku, spowodowanego wcześniejszą stłuczką, było bardzo stresujące i doprowadzało mnie niemal do omdlenia. Ale pojeździłam dookoła, pozwiedzałam rozmaite uliczki i zaułki i w końcu coś znalazłam. 

Na ten dzień miałam zaplanowanych kilka warsztatów i zajęć  na scenie twórców. Całość wydarzenie była zorganizowana trochę jak na Woodstocku. Wszystko podzielone na sceny. Była więc Scena Główna, Scena Twórców, Scena Marketing&Business, Strefa Instagrama, Warsztaty i Strefa Rodzina. Na wszystkie aktywności poza Sceną Główną obowiązywały zapisy. Osobiście zapisałam się jedynie na kilka, naprawdę najbardziej podstawowych, a dotarłam w sumie na jeden. Tak mnie wciągnęła Scena Główna :) 

Wracając do samych warsztatów. Tutaj niestety minus za nagłą i niespodziewaną zmianę lokalizacji i ogólnej dezinformacji wolontariuszy. Warsztaty z wydawnictwem Harde oryginalnie miały się odbyć na drugim piętrze, po czym przekierowano nas na poziom -1, gdzie oczywiście Pan wolontariusz chciał się nas pozbyć, twierdząc, że to nie tu. Zrobiło się niewielkie zamieszanie. Trafiliśmy do pomieszczenia, które wyglądało trochę jak piwnica, trochę jak nie wykończony basen. Szczerze mówiąc, na miejscu pisarki Gabrieli Gargaś, której życie w sieci miały być wiodącym tematem warsztatów, poczułabym się nieco obrażona. 

Tytuł warsztatów brzmiał :"Jak się pisarz kręci w sieci". Bardziej przypominało to panel dyskusyjny, luźną rozmowę, bo praktyki akurat w tym nie było. Choć osobiście, dla mnie taka luźna forma była bardziej odpowiednia. Sama autorka nie stwarzała sztucznego dystansu, była bardzo otwarta, bezpośrednia i szczera, dlatego te zajęcia przypominały bardziej spotkanie koleżanek przy kawie. Wyniosłam wiele ciekawych spostrzeżeń, a główne z nich to fakt, ze nigdy nie jest za późno i czasami nie warto być aż takim perfekcjonistą i trzeba się odważyć pokazać światu cokolwiek. Tak jak zrobiła to Gabrysia, która sama przyznała, że jej pierwsza książka była strasznym gniotem i wyraziła ogromną prośbę byśmy nawet przez przypadek nie próbowali po nią sięgnąć. Napełniło mnie to pewnego rodzaju optymizmem i nową energią. Myślę, że będę miała teraz więcej odwagi i pewności siebie, bo jak widać, nawet Ci, którzy teraz żyją z pisania i na pisaniu zjedli zęby, też kiedyś zaczynali i borykali się z takimi samymi odczuciami. 

Resztę dnia opisze Wam w kolejnym wpisie. Dajcie znać czy choć trochę Was ten temat zaciekawił. 

Miłego wieczoru! 

J. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz